Skip to content
Forum Poetyki
Forum Poetyki
Forum Poetyki

Primary Sidebar

Działy

  • Teorie
  • Przekłady
  • Praktyki
  • Słownik poetologiczny
  • Komentarze pisarskie
  • Archiwum poetologiczne
  • Krytyki
  • Polemiki

Informacje

  • Kontakt
  • Dla autorów
  • Rada naukowa
  • Redakcja

Ta niedorzeczność, poezja – arspoetyka momentalna Marianne Moore w polskich przekładach

Ta niedorzeczność, poezja – arspoetyka momentalna Marianne Moore w polskich przekładach

Ewa Rajewska

a b s t r a k t

Upodobanie w pisaniu znajdują ponoć tylko grafomani; prawdziwie wielkich pisarzy przynajmniej od czasu do czasu ogarniają twórcze wątpliwości.

Upodobanie w poezji znajdują natomiast, jak wiadomo, mniej więcej dwie osoby na tysiąc – nie licząc samych poetów. Lubi ją nawet nie większość wszystkich, ale mniejszość, jak pisze poetka. Lecz poetów do tej mniejszości wlicza.

Tymczasem Marianne Moore (1887-1972), poetka amerykańska, krytyczka literacka, modernistka, w latach dwudziestych XX wieku redaktorka prestiżowego pisma literacko-kulturalnego „The Dial”, była skłonna oświadczyć, że solidaryzuje się z tymi, którzy w poezji nie gustują. „Ja także jej nie lubię”, wyznawała otwarcie w słynnym utworze zatytułowanym Poetry; są rzeczy ważniejsze od tej niedorzeczności. Ale nawet gdy się poezję doskonale lekceważy, pisze dalej Moore, trzeba jednak przyznać, że pozostawia ona miejsce na to, co autentyczne, prawdziwe, na to, co dobrze przylega do rzeczywistości – tak bowiem można by przełożyć oryginalne ‘the genuine’:

Marianne Moore, Poetry

I, too, dislike it: there are things that are important beyond all this fiddle.
  Reading it, however, with a perfect contempt for it, one discovers in
  it after all, a place for the genuine. […][1]

Ale ‘the genuine’, czyli to, co mogłaby pomieścić poezja, nie zostaje przez Moore zdefiniowane. Zamiast definicji w jej wierszu zaraz po prowokacyjnej – w ustach poetki – kontestacji znajdujemy długi rejestr najrozmaitszych zjawisk: „Ręce, które potrafią chwytać, źrenice / które potrafią się rozszerzać, włosy, które mogą się zjeżyć / jeśli muszą […], nieporuszonego krytyka, na którym skóra drży jak na koniu, który poczuł pchłę”. Wszystkie należałoby zapewne wliczyć do katalogu „rzeczy ważniejszych od tej niedorzeczności”, poezji, która wszakże, jeśli wierzyć w jej referencjalność – a Moore wierzy – mogłaby je pomieścić. „Trzeba jednak poczynić jedno / rozróżnienie”, zaznacza poetka: „jeśli na piedestał zawloką je półpoeci, rezultat nie będzie poezją”. Poezja zaistnieje dopiero wówczas, gdy poeci staną się „skrajnymi realistami wyobraźni” (‘literalists of the imagination’) i będą potrafili przedstawić „wyobrażone ogrody zamieszkane przez prawdziwe ropuchy”.

[…] Do tego zaś czasu, jeśli, z jednej strony, żądasz,
surowego materiału poezji
  w całej jego surowości, który
  jest przy tym, z drugiej strony,
     autentyczny, interesujesz się poezją[2].

Jak się okazuje, cały ten wywód to ze strony Moore eksperyment, obliczony na nawiązanie nici porozumienia: uważasz poezję za rzecz niepoważną, czytelniku? Rozumiem. Masz wobec niej poważniejsze wymagania? I to także rozumiem doskonale. Ale to znaczy, że jednak się nią interesujesz – czy nie tak? A więc i tu jesteśmy zgodni. Prowokujące oświadczenie „Ja także jej nie lubię” to przecież klasyczna retoryczna technika captatio benevolentiae, zastosowana po to, aby pozyskanemu do współmyślenia czytelnikowi przedstawić swoje zapatrywania na poezję – by dać mu krótki wykład z poetyki normatywnej, dla większej sugestywności powstający rzekomo ad hoc, na jego oczach, bez utraty kontaktu. Poetry Marianne Moore to zatem przykład arspoetyki momentalnej, co nie znaczy jednak, że zakładany horyzont czasowy jej oddziaływania miałby się ograniczyć do momentu.

Poezja według Moore winna stwarzać światy wyobrażone, i to tak, by efekt wydawał się omalże prawdziwszy od rzeczywistości. Miałaby – bo wciąż jeszcze tego nie czyni – to poetyckie zadanie do wykonania (a po części także wyjaśnienie, dlaczego Complete Poems tak wiele wymagającej poetki stanowią tom stosunkowo skromny objętościowo).

Do uważnego przeczytania swego wykładu z arspoetyki Moore kaptuje dobrą wolę czytelnika w sposób wyrafinowany: wykonuje porozumiewawczy gest wobec tych, którzy nie lubią poezji, ale do obozu poezją gardzących jednak się nie przyłącza. Kontestuje, lecz nie lekceważy. Nawet jeśli poezja współczesna to ‘fiddle’, a więc niedorzeczność, nonsens, błahostka – to jej potencjał jest wielki, czytamy między wersami.

Ta strategia kontestacji bez wzgardy zyskuje różne realizacje w polskich tłumaczeniach Poetry.

Jarosław Marek Rymkiewicz w swoim przekładzie nazwał poezję „tym całym rzępoleniem”, skojarzywszy najwyraźniej ‘fiddle’ z grą na skrzypcach – w tym kontekście słowo to oznacza jednak „głupstwa” (‘fiddlesticks’), a „rzępolenie” to gra nieumiejętna, względnie „smęcenie”:

Ja również nie gustuję w niej; są sprawy ważniejsze poza tym całym rzępoleniem.
  Jednakże czytając ją, z doskonałą wzgardą, odkrywamy tam
  miejsce na autentyzm, mimo wszystko. […][3]

Tym samym tropem poszedł Jan Prokop:

I ja także nie lubię jej. Są rzeczy ważniejsze niż to rzępolenie.
Gdy czytamy ją jednak z doskonałą pogardą można odkryć
tam
mimo wszystko miejsce na coś swoistego. […][4]

Julia Hartwig zdecydowała się na „igraszki” (wciąż skojarzenie z grą), a pogardę osłabiła do lekceważenia, dodając jeszcze „nawet”:

Ja także jej nie lubię: są rzeczy ważniejsze niż te wszystkie igraszki,
jednak czytając ją, nawet z największym lekceważeniem, odkrywamy w niej,
mimo wszystko, miejsca prawdziwe. […][5]

Stanisław Barańczak wybrał „bzdurzenie” (i niechęć zamiast „nielubienia”):

Ja też czuję do niej niechęć: istnieją rzeczy ważne a całemu temu bzdurzeniu niedostępne.
  A jednak czytając, z kompletną wobec niej pogardą, odkrywa
  się w niej miejsce, gdzie może zaistnieć prawdziwa
     rzecz. […][6]

Ludmiła Marjańska, redaktorka i współtłumaczka jedynego zbioru polskich przekładów Moore (Wiersze wybrane, 1980), tego utworu nie przełożyła w ogóle. Użyła go jednak w przedmowie, by zilustrować dążenie Marianne Moore do zwięzłości: amerykańska poetka „ciągle poprawiała swoje wiersze, wyrzucała z nich całe akapity. Najlepszym tego przykładem jest słynny wiersz Poezja, z którego pierwotnej wersji autorka pozostawiła tylko… trzy linijki:

Ja także jej nie znoszę.
A jednak, gdy człowiek ją czyta pełen pogardy, odkrywa,
jak niezwykła jest i prawdziwa[7].

Trzy zacytowane jako pierwsze w kolejności polskie przekłady zakładają pewną wspólnotę tego, kto pisze, i tego, kto czyta, sygnalizując ją liczbą mnogą. W wersjach Rymkiewicza i Hartwig formuła ta wygląda tak: czytając poezję, z doskonałą wzgardą / z największym lekceważeniem, odkrywamy… U Prokopa brzmi ona: gdy z doskonałą pogardą czytamy poezję, można w niej odkryć… Piszące, czy, ściślej: tłumaczące „ja” przyznaje się więc nie tylko do antypatii (tak jak w oryginale: ‘I, too, dislike it’), lecz także do dzielonej z czytelnikiem pogardy dla poezji.

Tymczasem oryginał jest tutaj bardziej bezosobowy: ‘Reading it, however, with a perfect contempt for it, one discovers…’. Pełna pogardy jednomyślność piszącej i czytelnika wcale nie jest taka oczywista – konstrukcję z zaimkiem ‘one’ można też przełożyć następująco: „jednak czytając ją [poezję], z doskonałym lekceważeniem, odkrywa się…”, czy nawet: „można odkryć…”. To raczej hipoteza, bardziej próba przyjęcia cudzego punktu widzenia, niż zdanie sprawy z własnych odczuć lekturowych, tożsamych z wrażeniami tych, którzy dla poezji żywią doskonałą wzgardę.

Ten niuans zachowuje wersja Barańczaka, która brzmi: „A jednak czytając, z kompletną wobec niej [poezji] pogardą, odkrywa / się w niej miejsce, gdzie może zaistnieć prawdziwa / rzecz”. Obie dodane przerzutnie: „odkrywa / się” i „prawdziwa / rzecz” można przy tym uznać za znak firmowy tłumacza – podobnie jak nieobecny w oryginalne rym „odkrywa – prawdziwa” w przekładzie Marjańskiej. Marjańska, choć na początku swojego tłumaczenia deklaruje mocno: „nie znoszę jej”, dalej pisze już z dystansem: „gdy człowiek ją czyta pełen pogardy, odkrywa…”. A więc nawet nie każdy człowiek, lecz tylko „człowiek pełen pogardy”, co dodatkowo zawęża grono podobnych czytelników – ten brak przecinka zmienia znaczenie na tyle, że sprawia wrażenie nieprzypadkowego opuszczenia. Co więcej, w tym tłumaczeniu poezja „niezwykła jest i prawdziwa” – już jest, a nie ma szanse dopiero się stać, jak chciała Moore. Przekład Marjańskiej jest jeszcze bardziej afirmatywny niż wersja Julii Hartwig, wedle której w poezji „odkrywamy […], mimo wszystko, miejsca prawdziwe”. Polskie tłumaczki wierzą więc w poezję głębiej niż sama autorka Poetry.

Eksperyment Moore ma jeden słaby punkt: czy ten, kto nie tylko poezji nie lubi, lecz myśli o niej z kompletną pogardą, zada sobie trud sięgnięcia po tom wierszy, żeby przeczytać ten momentalny manifest?

Aneks

Marianne Moore, Poetry

I, too, dislike it: there are things that are important beyond all this fiddle.
   Reading it, however, with a perfect contempt for it, one discovers in
   it after all, a place for the genuine.
                   Hands that can grasp, eyes
                   that can dilate, hair that can rise
                                   if it must, these things are important not because a

high-sounding interpretation can be put upon them but because they are
   useful. When they become so derivative as to become unintelligible,
   the same thing may be said for all of us, that we
                   do not admire what
                   we cannot understand: the bat
                                   holding on upside down or in quest of something to

eat, elephants pushing, a wild horse taking a roll, a tireless wolf under
   a tree, the immovable critic twitching his skin like a horse that feels a flea, the base-
   ball fan, the statistician–
                   nor is it valid
                                   to discriminate against “business documents and

school-books”; all these phenomena are important. One must make a distinction
   however: when dragged into prominence by half poets, the result is not poetry,
   nor till the poets among us can be
                   “literalists of
                   the imagination” – above
                                   insolence and triviality and can present

for inspection, “imaginary gardens with real toads in them,” shall we have
   it. In the meantime, if you demand on the one hand,
   the raw material of poetry in
                   all its rawness and
                   that which is on the other hand
                                   genuine, you are interested in poetry.

From Selected Poems, 1935

Marianne Moore, Poezja

przeł. Jarosław Marek Rymkiewicz

Ja również nie gustuję w niej; są sprawy ważniejsze poza tym całym rzępoleniem.
Jednakże czytając ją, z doskonałą wzgardą, odkrywamy tam
miejsce na autentyzm, mimo wszystko.
   Ręce zdolne chwytać, oczy
   zdolne rozszerzać się, włos który może się zjeżyć,
   jeśli musi, są to rzeczy ważne nie dlatego, że
górnobrzmiąca interpretacja może im zostać przypisana, lecz z powodu ich
   użyteczności. A gdy stają się tak podobne, że aż niezrozumiałe, wtedy
o nas wszystkich można by rzec to samo: my
   nie będziemy zachwycać się tym,
   czego nie możemy pojąć: nietoperzem,
   wiszącym głową w dół lub słoniami pospieszającymi w
poszukiwaniu jakiegoś pożywienia, skokiem dzikiego konia, nieznużonym wilkiem pod
   drzewem, niewzruszonym krytykiem z drgającą skórą konia
   który czuje pchłę, uderzeniem
   w palancie, statystykiem –
   i nie jest przekonywające
   rozróżnienie „wbrew handlowym dokumentom i
podręcznikom”; wszystkie te fenomeny są istotne. Trzeba
   uczynić różnicę,
   jednakże; wyciągnięty na wzniesienie przez
   pół-poetów, wynik nie bywa poezją;
ani też, póki poeci między nami mogą być
   „zapisywaczami
   wyobraźni”, ponad
   bezczelnością i trywialnością, i mogą przedstawiać
do wglądu urojone ogrody z rzeczywistymi ropuchami,
   nie będziemy mieli
   jej. Tymczasem, jeśli żądacie, z jednej strony,
   naturalnego materiału poezji w całej
   jego naturalności i,
   z drugiej strony, tego co jest
   autentyczne, obchodzi was poezja.

Marianne Moore, Poezja

przeł. Jan Prokop

I ja także nie lubię jej. Są rzeczy ważniejsze niż to rzępolenie.
Gdy czytamy ją jednak z doskonałą pogardą można odkryć
tam
mimo wszystko miejsce na coś swoistego.
Ręce, które mogą schwytać, oczy,
które mogą się rozszerzyć, włosy, które mogą zjeżyć się,
gdy muszą, oto rzeczy ważne nie ze względu na
patetyczną interpretację możliwą do wczytania w nie, ale
ponieważ są
użyteczne. Gdy stają się tak oderwane, że aż niezrozumiałe,
jest tak samo jak z nami –
zachwycamy się tym, czego
nie pojmujemy: nietoperzem
gdy wisi głową w dół albo goni w
poszukiwaniu jedzenia, słoniem przy pracy, dzikim źrebcem i kręcącym
się w kółko, czujnym
wilkiem pod
drzewem, beznamiętnym krytykiem gdy marszczy skórę jak
koń nękany przez pchły, piłki
nożnej kibicem, profesorem statystyki –
nie można też
występować przeciw „dokumentom handlowym i
podręcznikom szkolnym”; wszystkie te rzeczy są istotne. Tym
niemniej trzeba dokonać rozróżnienia:
kiedy są wydobyte przez półpoetów,
rezultatem nie jest poezja,
nie będziemy też, zanim poeci wśród nas nauczą się być
wiernymi tłumaczami
wyobraźni (ponad zuchwałą trywialnością) i zdołają przedstawić
do wglądu ogrody wyobraźni z rzeczywistymi żabami w nich
mieć jej
naprawdę. Tymczasem jeśli czekamy, z jednej strony
na surowy materiał poetycki w
całej jego surowości, a
z drugiej na to, co
jej własne, wtedy lubimy poezję.

Marianne Moore, Poezja

przeł. Julia Hartwig

Ja także jej nie lubię: są rzeczy ważniejsze niż te wszystkie igraszki,
a jednak czytając ją, nawet z największym lekceważeniem, odkrywamy w niej,
mimo wszystko, miejsca prawdziwe.
Ręce, które mogą chwytać, źrenice,
które mogą się rozszerzać, włosy jeżące się
bezwiednie. Wszystkie te rzeczy ważne są nie dlatego,
że nadają się do szumnych komentarzy, ale ponieważ są

użyteczne. Kiedy stają się czymś oderwanym i przestają być zrozumiałe
można o nich powiedzieć zgodnie, że trudno nam
podziwiać to,
czego nie rozumiemy: nietoperza
wiszącego głową w dół lub poszukującego

żeru, napierających słoni, tarzającego się po ziemi mustanga, niezmordowanego wilka
pod drzewem, chłodnego krytyka otrząsającego się jak koń kąsany przez pchłę, fanatyka
base-ballu, statystyka –
niesłusznie też byłoby
gardzić „dokumentami służbowymi
i podręcznikami szkolnymi”; wszystkie te zjawiska mają swoją wagę. Trzeba jednak [wprowadzić

rozróżnienie: kiedy opiewają je pół-poeci, nie ma poezji
nie będzie jej, dopóki pewni poeci spośród nas nie opowiedzą się
za „dosłownością
wyobraźni” – ponad
prostactwem i pospolitością, udostępniając nam

do oglądania „zmyślone ogrody z żywymi ropuchami”.
Ten jednak, kto żąda
surowca poezji

w całej jego surowości
i zarazem całej jego prawdy,
ten bliski jest poezji.

Marianne Moore, Poezja

przeł. Stanisław Barańczak

Ja też czuję do niej niechęć: istnieją rzeczy ważne a całemu temu bzdurzeniu niedostępne.
   A jednak czytając, z kompletną wobec niej pogardą, odkrywa
   się w niej miejsce, gdzie może zaistnieć prawdziwa
                   rzecz. Dłonie zdolne do chwytania, oczy
                   potrafiące wyjść na wierzch, jeżący
                                   się – jeśli trzeba – włos: te rzeczy są ważne nie dlatego, że

można do nich doczepić jakąś górnolotną interpretację, ale ponieważ są
   do czegoś przydatne. Gdy oddalą się od swych źródeł tak, że tracą zrozumiałość,
   reagujemy chyba wszyscy tak samo:
                   nie możemy pojąć, toteż
                   nie podziwiamy. Nietoperz
                                   wiszący długo głową w dół albo mknący w poszukiwaniu

żeru, przepychanki słoni, tarzający się mustang, niezmordowany wilk
   pod drzewem, niewzruszony krytyk, któremu skóra drga jak koniowi,
   gdy czuje pchłę, kibic baseballowy,
                   statystyk –
                   tych rzeczywistych
                                   zjawisk, włącznie z „księgami handlowymi i podręcznikami”,

nie należy traktować jako mniej istotnych; wszystkie są ważne. Trzeba
                jednak wprowadzić rozróżnienie: jeśli w tę ważność wloką je na siłę
                pół-poeci, nie powstaje z tego poezja; i nie jest też możliwe
                                jej powstanie, dopóki poeci wśród nas nie będą się starali
                                być „literali-
                                                stami wyobraźni”, wyższymi niż wyniosłość i pospolitość,
dopóki nie będą umieli udostępnić naszym oczom „zmyślonych ogrodów,
                gdzie skaczą żywe ropuchy”. Na razie zaś, jeśli
                domagasz się, z jednej strony, surowca poezji
                                w całej jego dotkliwej
                                namacalności a, z drugiej, tego, co prawdziwe –
                                                chodzi ci właśnie o poezję.

 

English version of the article

A b s t r a k t :

Szkic z pogranicza historii literatury i krytyki przekładu koncentruje się na Poetry – programowym wierszu wybitnej amerykańskiej modernistki Marianne Moore. Zasygnalizowane w nim zostają najważniejsze interpretacyjne zagadki utworu, w tym podjęta przez autorkę próba zobrazowania „niewyrażalnej” z natury rzeczy istoty poezji i fenomenu jej działania. Tajemnica poezji i wiersza Moore zostaje zilustrowana krytyczną analizą przekładów Poetry autorstwa polskich tłumaczy: Jarosława Marka Rymkiewicza, Jana Prokopa, Julii Hartwig, Stanisława Barańczaka i Ludmiły Marjańskiej, które są wraz z oryginałem przytoczone w aneksie.


[1]M. Moore, Poetry, [w:] tejże, Complete Poems, London 1967, s. 266-267. Przekłady, przy których nie podano nazwiska tłumacza, są mojego autorstwa – E.R.

[2]Tamże.

[3]Tejże, Poezja, przeł. J.M. Rymkiewicz, „Tygodnik Powszechny” 1958, nr 48, s. 5.

[4]Tejże, Poezja, przeł. J. Prokop, „Tygodnik Powszechny” 1961, nr 22, s. 5.

[5]Tejże, Poezja, przeł. J. Hartwig, [w:] M. Moore, Wiersze wybrane, wyboru dokonała i wstępem poprzedziła
L. Marjańska, przeł. J. Hartwig i L. Marjańska, Warszawa 1980, s. 99.

[6]Tejże, Poezja, przeł. S. Barańczak, [w:] Od Chaucera do Larkina. 400 nieśmiertelnych wierszy 125 poetów anglojęzycznych z 8 stuleci. Antologia w wyborze, przekładzie i opracowaniu Stanisława Barańczaka, Kraków 1993, s. 457.

[7]L. Marjańska, Słowo wstępne, [w:] M. Moore, Wiersze wybrane, dz. cyt., s. 14. Z wersji Poetry zamieszczonej w The Complete Poems oprócz kilkunastu wersów wypadła także wzmianka o niedorzeczności poezji. „I, too, dislike it. / Reading it, however, with a perfect contempt for it, one discovers in / it, after all, a place for the genuine.”, brzmiała całość przerobionego przez Moore wiersza. „Omissions are not accidents”, „Opuszczenia nie są przypadkowe”, napisała autorka w miejscu zwykle zarezerwowanym dla motta całego tomu; poprzednią wersję Poetry przytoczyła jednak w przypisach. Zob. M. Moore, The Complete Poems, dz. cyt., s. 36 i 266-267.

Posted in Praktyki
Tagged Ewa Rajewska, zima 2016
Previous Post: O bezsensowności obserwacji
Next Post: On the Pointlessness of Observation

Secondary Sidebar

Najnowszy numer – jesień 2024 (38)

Latest Issue – fall 2024 (38)

Archiwum

  • lato 2024
  • wiosna 2024
  • zima 2024
  • lato-jesień 2023
  • wiosna 2023
  • zima 2023
  • jesień 2022
  • wiosna-lato 2022
  • zima 2022
  • jesień 2021
  • lato 2021
  • wiosna 2021
  • zima 2021
  • jesień 2020
  • lato 2020
  • wiosna 2020
  • zima 2020
  • jesień 2019
  • lato 2019
  • zima/wiosna 2019
  • jesień 2018
  • lato 2018
  • zima/wiosna 2018
  • jesień 2017
  • wiosna/lato 2017
  • zima 2017
  • jesień 2016
  • wiosna/lato 2016
  • zima 2016
  • jesień 2015
  • lato 2015

Archive

  • summer 2024
  • spring 2024
  • winter 2024
  • summer-fall 2023
  • spring 2023
  • winter 2023
  • fall 2022
  • spring-summer 2022
  • winter 2022
  • fall 2021
  • summer 2021
  • spring 2021
  • winter 2021
  • fall 2020
  • summer 2020
  • spring 2020
  • winter 2020
  • fall 2019
  • summer 2019
  • winter/spring 2019
  • fall 2018
  • summer 2018
  • winter/spring 2018
  • fall 2017
  • spring/summer 2017
  • winter 2017
  • fall 2016
  • spring/summer 2016
  • winter 2016
  • fall 2015
  • summer 2015

Tagi

Agnieszka Kwiatkowska Agnieszka Waligóra Cezary Rosiński Ewa Kraskowska fall 2015 fall 2016 fall 2017 fall 2021 fall 2022 Gerard Ronge jesień 2015 jesień 2016 jesień 2017 jesień 2019 jesień 2021 jesień 2022 Joanna Grądziel-Wójcik lato-jesień 2023 lato 2015 lato 2024 Lucyna Marzec Marek Hendrykowski spring-summer 2022 spring/summer 2016 spring/summer 2017 spring 2021 spring 2023 spring 2024 summer-fall 2023 summer 2015 summer 2024 Tomasz Mizerkiewicz winter/spring 2018 winter 2016 winter 2021 wiosna-lato 2022 wiosna/lato 2016 wiosna/lato 2017 wiosna 2021 wiosna 2023 wiosna 2024 zima/wiosna 2018 zima 2016 zima 2021 Łukasz Żurek

Copyright © 2025.

Korzystając ze strony wyrażają Państwo zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies.Zgoda